Warto rozmawiać! (ale…)
2021-12-20 | @andrea
Słysząc piękne frazesy o tym, że „warto rozmawiać”, że „potrzeba dialogu”, że „trzeba się wsłuchać w argumenty drugiej strony”, często tylko kiwamy potakująco głowami. No bo z czym tu się nie zgodzić? Otwartość na dialog to przecież tak potrzebna postawa!
A jednak, samo otwarcie na dialog bez ustalenia reguł komunikacji, które wyrównałyby szanse osób w nim uczestniczących, może nie tylko nie pomóc, ale i zaszkodzić. Zanim oddamy głos grupom uprzywilejowanym (a co dopiero grupom opresjonującym innych), wsłuchajmy się najpierw w głos osób z grup marginalizowanych.
Brak symetrii
Faszyzm i antyfaszyzm nie są równoważnymi stronami dyskusji. Grupy marginalizowane i otwarta queerfobia czy ksenofobia to nie są dwie strony tego samego medalu, które można posadzić w jednym studiu telewizyjnym i oczekiwać, że wyniknie z tego zmiana świata na lepsze.
Nikto nie zaprosiłoby do debaty osoby członkowskiej KKK wspierającej przywrócenie niewolnictwa – zwłaszcza jeśli po drugiej stronie miałaby siedzieć osoba czarnoskóra. Byłoby to zwyczajnie podłe: postawiłoby osobę czarnoskórą w pozycji ofiary broniącej się przed drapieżnikiem na oczach kamer, zmusiłoby ją do udowadniania, że jest człowiekiem i zasługuje na prawa człowieka, a przede wszystkim dawałoby rasizmowi legitymizację jako poglądowi zasługującemu na debatę i światła reflektorów.
Ale choć takie legitymizowanie otwartego, agresywnego rasizmu jest w XXI wieku niemal niewyobrażalne (co innego niestety promowanie skrycie rasistowskich idei, jak chociażby gerrymandering czy przeciwstawianie się darmowej służbie zdrowia) – to jednak analogiczne postawy dotyczące chociażby homofobii są już w polskich mediach na porządku dziennym. Osoby takie jak Dariusz Oko czy Kaja Godek szerzą oszczerstwa i tezy otwarcie nienawistne wobec marginalizowanych większości – a media dają im na to czas antenowy.
Jak wiele jest programów publicystycznych, które zamiast posadzić naprzeciwko siebie geja i homofoba broniącego mu praw człowieka, zaproszą geja i powiedzmy sześćdziesięcioletnią panią Bożenkę, która chce lepiej zrozumieć, jak zaakceptować swojego homoseksualnego wnuczka?
„Otwarcie na dialog” wymaga tego, by strony były… cóż, naprawdę otwarte na dialog. Nie może być tak, że jedna strona jest do niego wręcz zmuszona, bo to jej jedyny sposób na obronę przez agresywnym atakiem, podczas gdy druga wcale nie zamierza nikogo wysłuchać, tylko cieszy się z kolejnej okazji do publicznego gnębienia najsłabszych grup społecznych.
Oczekiwanie płaszczenia się
Nie jestem fanięciem mówienia o grupach marginalizowanych „mniejszości”. Cementuje to pewną bowiem mentalność, według której sytuacja życiowa grup społecznych powinna opierać się o ich… liczebność. W tej mentalności „większość” dysponuje prawami, a „mniejszość” musi grzecznie prosić, by je otrzymać. Powinno być inaczej – nasze prawa człowieka są bezwarunkowe, nieodzowne, wynikające z przyrodzonej godności ludzkiej. Nie powinny podlegać dyskusji.
Owszem, warto rozmawiać o takich sprawach, jak na przykład prawa osób queerowych. Ale da się to zrobić w sposób podkreślający naszą godność i sprawczość, a nie tak, jakbyśmy były plebejuszkami przychodzącymi do króla z petycją o łaskę.
Z dawnych twitterowych dyskusji zapadła mi w pamięć jedna z opinii – że ci geje to lepiej poszliby wolontariacko pomagać rolnikom w zbiorach, a nie się tylko domagają praw i paradują, to wtedy może by ich ludzie polubili i łaskawie pozwolili im na śluby. Tja… Jeśli tobie nigdy nikto nie podrzuciło „dobrych rad”, jak tu by najlepiej się płaszczyć przed innymi i wykonywać nieodpłatną pracę na rzecz biznesów, żebyś łaskawie dostałx prawa człowieka, to zazdroszczę.
Tak, osoby aktywistyczne czasem odpowiedzą niemiło na homofobiczny komentarz. Ale to ta homofobia powinna być uważana za problem, a nie nasza zmęczona, wkurwiona, zdesperowana odpowiedź na ataki. Grzeczne już byłośmy.
Żeby to całe „otwarcie na dialog” było prawdziwie otwarte, jego punktem wyjścia musi być szacunek i widzenie w nas ludzi zasługujących na prawa człowieka.
Walka o swoje prawa to nie hobby
Wiele osób zdaje się nie rozumieć, jak wiele czasu oraz wysiłku emocjonalnego wymaga walka o prawa mniejszości (zwłaszcza własne). To nie jest tak, że wracamy padnięte z pracy do domu i zastanawiamy się, czy dla relaksu otworzymy sobie piwko i obejrzymy serial, pogramy w grę, czy może jednak poczytamy homofobiczne komentarze w internecie.
Nienawiść boli… Owszem, niektóre z nas mają grubszą skórę niż inne, lepiej potrafią zdystansować się od hejtów na swój temat, zracjonalizować cudze fobie i nie brać ich do siebie, może nawet są na tyle uprzywilejowane (na przykład mieszkając w bardziej tolerancyjnym kraju), by nie musieć się bać, że internetowe groźby zostaną kiedyś zrealizowane. Ale nawet i wtedy ciężko jest nam czytać ścieki nienawiści…
Co jednak niezmiernie ważne – nie chodzi tylko o samą nienawiść. Nawet szczere pytania wynikające z ciekawości i otwartości również wymagają od nas poświęcenia czasu i wysiłku, by na nie odpowiedzieć. Praca aktywistyczna to praca emocjonalna, wymaga od nas empatii, uważnego doboru tonu i słownictwa, domyślania się, skąd bierze się czyjaś postawa, co dana osoba może czuć…
Tworząc stronę zaimki.pl, staramy się, by była jak najbardziej przejrzysta i dostępna, by informacje były jak najlepiej ustrukturyzowane, by FAQ było kompletne. A mimo to wciąż dostajemy na skrzynkę te same pytania.
Dostępna jest cała masa publikacji naukowych, popularnonaukowych, tweetów, postów i memów na temat różnorodności płciowej, zarówno w kontekście biologicznym, jak i społeczno-kulturowym – a mimo to w kółko musimy słuchać osób mądrzących się swoją wiedzą z przyrody z podstwówki, że „sĄ tYlKo DwIE PłCi!!”.
To męczące. Tak zwyczajnie. „Otwartość na dyskusję”, jeśli jest szczera i życzliwa, powinna obejmować również przygotowanie się do niej. Jeśli na Twoje pytanie jest w stanie wyczerpująco odpowiedzieć zapytanie do wyszukiwarki internetowej, to może lepiej nie zawracać nim głowy osobom aktywistycznym?
My wiemy, skąd się bierze homofobia czy transfobia. My mamy doświadczenie tego hejtu, który na nas spada, jego źródeł, i jego skutków. Czy osoby chcące wchodzić z nami w dyskusje na temat naszych praw i naszego życia wiedzą o nas równie wiele, co my o drugiej stronie? Owszem, wcale nie muszą – ale jeśli widzimy, że nie pofatygowały się nawet dowiedzieć podstaw, to czemu miałobyśmy liczyć na to, że z rozmowy z nami czegokolwiek chciałyby się dowiedzieć?
Podsumowując
Zapraszając do mediów osoby aktywistyczne, można chcieć wysłuchać, co mają do powiedzenia, ale można też wychodzić z pozycji do ataku, nastawiać je przeciw osobom odmawiającym im podstawowych praw. Wywiad z osobą niebinarną można zacząć tekstem „co ty sobie wymyślasz? przecież każde dziecko wie, że płci są tylko dwie!” – ale można też zrobić zawczasu risercz oraz spytać bardziej neutralnie: „czy możesz opowiedzieć osobom oglądającym, jak mają rozumieć to, że są więcej niż dwie płci?”. Naszego tweeta o rodzaju neutralnym można skomentować zdjęciem profesora Bralczyka robiącego facepalma albo kąśliwą uwagą o Radzie Języka Polskiego, ale można też wrzucić w wyszukiwarkę „prof. bralczyk osoby niebinarne” albo „rada języka polskiego byłom zrobiłoś” i przeczytać, co te osoby eksperckie mają do powiedzenia w temacie (hint: tutaj opinia prof. Bralczyka, a tutaj RJP; cytujemy je również u siebie, na podstronie Nauka). W studiach telewizyjnych można nastawiać przeciwko sobie oprawców i ofiary, jak w jakiejś uwspółcześnionej wersji walk gladiatorskich, a można też przestać dawać atencję księdzom Oko wyzywającym osoby homoseksualne od pedofilów, lecz wreszcie dopuścić do głosu osoby, które od wieków tego głosu były pozbawiane.
Tylko połowa z tych opcji jest prawdziwym „otwarciem na dyskusję”.