Niebinarne rodzicielstwo, część II. Niebinarny rodzic w języku
2023-08-27 | @Tess
Odkąd napisałom na swoim blogu, że jestem w ciąży, zaczęłom otrzymywać pytania: „to kim właściwie będziesz?”. Ich forma i kontekst nie pozostawiały wątpliwości – między wierszami był tam przekaz: póki nie masz dziecka, możesz się „wygłupiać” z niebinarnością, ale jeśli jesteś w ciąży, to jesteś kobietą, będziesz matką, kropka. Jak łatwo się domyślić, absolutnie się z tym nie zgadzam.
O niebinarnym rodzicielstwie mówi się niewiele – ponieważ niebinarność wciąż istnieje na marginesie marginesów społeczeństwa. W queerfobicznej Polsce, w której nawet binarne osoby transpłciowe mają problem z dostępem do prawnego oznaczenia płci, rozwiązania prawne specyficzne dla osób niebinarnych po prostu nie istnieją. Dopiero zaczynamy istnieć w języku – to na tej części aktywizmu skupiamy się, tworząc projekt zaimki.pl i działając jako Rada Języka Neutralnego. Nasza reprezentacja w popkulturze jest znikoma – więc skoro mało kto wie, że istniejemy, tym bardziej mało kto wie, że możemy zostać rodzicami.
Wpisuję w wyszukiwarkę „niebinarny rodzic” i pierwszym wynikiem… jest mój tekst. To „Niebinarne rodzicielstwo, część I. Niebinarna ciąża”. Google podpowiada też związane z tematyką pytania. Z czterech propozycji, dwie w ogóle nie dotyczą rodzicielstwa („Co to znaczy być niebinarny?”, „Jak się mówi na osoby niebinarne?”), trzecia – „Czy osoba niebinarna może mieć dzieci?” – znów odsyła do mojego artykułu, w końcu czwarta – „Co to jest niebinarny rodzic?” – odsyła poza zaimki.pl.
To artykuł Wiktorii Beczek z Gazeta.pl zatytułowany: „Kim jest ‘dziabko’? To rodzic naszego rodzica, ale jest osobą niebinarną” „Słownik Empatyczny Języka Polskiego, Rada Języka Neutralnego i Słownik Neutratywów Języka Polskiego zaproponowały w ubiegłym roku słowo ‘dziabko’. Dziabko, czyli niebinarny odpowiednik babci i dziadka, czy też niebinarna osoba, będąca rodzicem naszego rodzica. Eksperci zaproponowali też obchodzenie Dnia Dziabka po Dniu Babci i Dniu Dziadka – 23 stycznia” – wyjaśnia autorka. Czyli znów wracamy do nas…
Potem natrafiłom jednak na dwa ważne teksty.
„Co to znaczy być rodzicem demigender? Powiem wam, dlaczego jest to dla dziecka najlepsze”, pisze Kacper Peresada z dadHERO.pl. „W jednej z grup ojcowskich samotny tata postanowił napisać post o tym, że od momentu rozstania z matką dzieci określa się mianem osoby demigender. To stwierdzenie nie powinno nikogo szokować, w końcu rola samotnego rodzica jest w dużym stopniu próbą połączenia w sobie dwóch płci. Jednak, jak zwykle, wywołała ono sporo negatywnych emocji”. Tekst nie zawiera wypowiedzi wspomnianego samodzielnego rodzica, nie wiemy więc, czy rodzicielstwo zaowocowało u niego coming outem, czy po prostu w ten sposób określa, że musi swojemu dziecku zastępować matkę. W tekście padają jednak ważne słowa: „Nie jesteś matką ani ojcem. Jesteś sobą”. Choć nie jest jednoznaczne, czy tekst Kacpra Peresady można uznać za reprezentację niebinarnych rodziców, to bez wątpienia pokazuje on, że w ogóle istniejemy. Oraz że stereotypy płciowe w rodzicielstwie mogą być wręcz szkodliwe.
„Leszek jest niebinarnym tatą. „Nasz syn nie ma uprzedzeń i narzuconych ram’” to artykuł, który ukazał się w ramach cyklu „Niebinarnx” na Noizz.pl. Autorem materiału jest Jakub Wojtaszczyk.
To dla mnie niezwykle ważny tekst, bo chyba jedyny opowiadający o konkretnej osobie niebinarnej doświadczającej rodzicielstwa – jedyny, oprócz mojego początku cyklu. I pojawia się w nim zagadnienie, które towarzyszyło też mnie – kim właściwie jestem? Kim jestem na płaszczyźnie językowej?
JAKUB WOJTASZCZYK: Cztery lata temu, czyli mniej więcej, gdy zaczynałeś rozumieć swoją niebinarność, pojawił się twój syn Julek. Definiujesz się jako tata czy rodzic?
LESZEK: Tak i tak, ale nie mam problemu ze słowem ‘tata’. Być może, gdyby moja podróż z niebinarnością rozpoczęła się wcześniej, byłoby inaczej. Jednak od początku życia Julka jestem jego tatą i to mi odpowiada. Myślę, że pomaga też fakt, że czuję jego bezgraniczną i czystą miłość. Bycie ukochanym tatusiem sprawia, że nie mam żadnych negatywnych konotacji z tym tytułem.
Jak to jest bycie tatą w trakcie tożsamościowej eksploracji?
Chciałbym powiedzieć, że jest to skomplikowane, ale nie jest (śmiech). Z Natalią jesteśmy przed Julkiem otwarci. Na wszystkie jego pytania odpowiadamy szczegółowo i naukowo, oczywiście na poziomie dziecka. Staramy się do prozy życia wplatać tematy o niebinarności i traspłciowości. Na przykład, kiedy dowiedział się, że w brzuchu kobiety może rosnąć dzidziuś, powiedzieliśmy mu, że może też rosnąć w brzuchu nie-kobiety, a nawet tatusia. Jak się o tym dowiedział, przez jakiś czas mówił, że też urodzi dzidziusia. Ze swobodą opowiadamy mu, że dziecko może mieć mamę i tatę, dwie mamy, dwóch tatusiów, kilku rodziców, albo jednego. Może być wychowywane przez osoby, które nie są jego rodzicami. Początkowo stawialiśmy na naturalne barwy z ubiorem i zabawkami, tak by nic nie narzucać. A odkąd był na tyle duży, żeby móc wybierać samemu, pozwalamy mu decydować. Teraz patrzy na to, co ja noszę, więc uwielbia kolor różowy. A od mamy przejął malowanie paznokci — najchętniej każdy na inny kolor. Staram się być rodzicem, którego ja zawsze potrzebowałem. W jakimś stopniu działa to na mnie terapeutycznie — dbanie o Julka jako dbanie o małego Leszka. Czuję się bardzo dobrze odnajdując się w tych stereotypowo niemęskich aspektach rodzicielstwa.
Da się też znaleźć – ale to wymaga już przeszukiwania social mediów – historię Kaśka z grupy „My, rodzice”.
Pojęcie niebinarności pierwszy raz, w moim życiu pojawiło się w dniu coming outu mojego dziecka. Zresztą, transpłciowość też była czymś nowym. Chwila, w której moje zestresowane tym, jak mogę zareagować dziecko tłumaczyło mi te pojęcia była momentem szoku, radości i strachu. (…) Dzień wyjścia z szafy mojego dziecka, przede mną, jest dniem kiedy wszystko w moim życiu nabrało sensu, kiedy zrozumiałam, kim jestem i co się ze mną działo przez całe moje życie.
Jestem Kasiek, jestem niebinarnym rodzicem niebinarnego dziecka. Dziecka, które jest moim przewodnikiem w tęczowym świecie, nauczycielem i wsparciem. (…)
Dziś wiem, że wolno mi być tym kim czuję, że jestem – obecnie najbezpieczniej mi pod parasolem niebinarności, a w zasadzie przy określeniu genderqueer. Nie wiem co jest moje, a co zostało mi wpojone, wmówione. Odczuwam dysforię, marzę by kiedyś rozpocząć terapie hormonalną.
Myślę, że moje doświadczenia z młodych lat pomagają mi troszkę współodczuwać z Edenem, rozumieć bardziej jego, ale i siebie, swoje decyzje sprzed lat. Nasza relacja niewiele się zmieniła po wspólnym coming oucie, zawsze była przyjacielska.
Eden: ‘Wszyscy mówią, że zazdroszczą mi rodzica, który – tak jak ja – jest niebinarny’.
Zaczęłom obszerną dygresją o tym, jak wygląda niebinarne rodzicielstwo w Polsce (a raczej jego reprezentacja w sieci), by nakreślić poczucie osamotnienia, jakie mi towarzyszy. Tęczowe rodzicielstwo to temat poruszany dość rzadko, ale jeśli już, to najłatwiej w nim o reprezentację lesbijek. Osoby niebinarne są wtłaczane w binarne role kobiety i mężczyzny, mamy i taty. W powszechnej świadomości nie istnieją ani w rzeczywistości, ani w języku.
Jest to na swój sposób fascynujące, ponieważ… trudno o równie queerowe słowo co „rodzic”! Co oznacza to słowo? „Ten, który rodzi”! A jednocześnie jest ono niezwykle popularne: mówimy o rodzicielstwie, rodzicielstwie zastępczym, w szkole odbywają się zebrania z rodzicami, w wielu formularzach niezbędny jest podpis rodzica lub opiekuna. To forma rodzaju męskiego i choć to nie tak, że nie istnieje feminatyw – najstarszy zachowany wraz z melodią tekst poetycki, średniowieczna pieśń „Bogurodzica”, pokazuje nam, że był w użyciu, ale obecnie nie rozróżniamy przecież językowo „rodzica” i „rodzicy”. Z racji tego, że ze sferą rodzinną i domową stereotypowo kojarzymy kobiety, to i „rodzic” często utożsamiany jest z „matką”. Czyż to pomieszanie rodzajów i znaczeń nie jest cudownie queerowe?
Choć nie używam maskulatywów, mówiąc o sobie, to właśnie dla „rodzica” robię wyjątek. To dla mnie podstawowe słowo oznaczające, że mam dziecko. Jestem rodzicem.
A jak z innymi określeniami? Skoro są maskulatyw (rodzic) i feminatyw (rodzica), możemy pokusić się o utworzenie dalszych form. Neutratyw – rodzicze, dukatyw – rodzicu, iksatyw – rodzicx, osobatyw – osoba rodzicielska. Dla każdego (niebinarnego) coś miłego!
A co, jeśli brakuje nam synonimów? Wszak każda matka i każdy ojciec może być rodzicem.
Osobiście na drugim miejscu stawiam „mamuś” – to mamuś – i taką zabawę proponuję wszystkim osobom potrzebującym. Męskie lub neutralne określenia pochodzące od „matki”, żeńskie określenia pochodzące od „ojca”. To mamuś, ten mamuś, ta ojca czy nawet ta tata – wszak to słowo odmienia się według żeńskiego wzorca!
- „Moja tata jest bardzo mądra”.
- „Jego mamuś odebrał go ze szkoły”.
- „Mamuś Nikity zabrało nas na wycieczkę”.
Są wreszcie formy binarne. W tekście o tym, że zdarza mi się automisgendering,
czyli misgenderowanie samego siebie, wspominałom, że używam słowa „mama”. Dlaczego? To akurat dość łatwe.
Moje dziecko dopiero uczy się mówić, używa prostych zbitek sylabowych: tata, mama, baba, dziadzia, dzidzi, brum-brum (autko),
mniam-mniam (jedzenie), łoł-łoł (pies), ci-ci (zabawka) ciuch-ciuch (kolejka). Trudno byłoby oczekiwać,
że wypowie skomplikowane dla siebie „rodzic” czy choćby „mamuś”. Trudno też uważać, że niemowlę wypowiadające
proste sylaby misgenderuje kogokolwiek – tak samo jak „dziadzia” jest uproszczeniem słowa „dziadek”,
a nie sugerowaniem, że dziadek używa żeńskich form. Przy dziecku mówię o sobie „mama”, żeby jego świat był łatwiejszy,
konsekwentny i spójny. Na tłumaczenie mu większych zawiłości świata przyjdzie jeszcze czas.
Świadomie podejmuję decyzję o tym, że czasem bywam mamą, żeby moje dziecko w Dzień Matki nie czuło się gorsze.
Jeśli będzie chciało mi złożyć życzenia w Dzień Kobiet – przyjmę je, choć nie czuję, by było to moje święto.
Nie zmienia to faktu, że moje święta przypadają 18 kwietnia – to Dzień Niebinarnego Rodzica – oraz 9 marca,
kiedy obchodzimy Polski Dzień Osób Niebinarnych.
Jestem rodzicem, jestem osobą rodzicielską, jestem mamuś. Jestem sobą.