Mój ulubiony osobatyw
2021-10-28 | @andrea
Zdaje się, że kwestia osobatywów zaczyna wchodzić do mainstreamu – choć niestety niezbyt przyjemnymi drogami. Europosłanka Joanna Senyszyn, choć na co dzień zażarcie walczy, by język polski włączał kobiety poprzez respektowanie feminatywów, wczoraj ogłosiła, że stawia granicę na włączaniu kogokolwiek innego – a przy tym instrumentalnie używa do poparcia swojej queerfobii dzieci oraz osoby niepełnosprawne. A dziennikarka Newsweeka Renata Grochal wtóruje jej, trywializując przy tym gwałty poprzez porównywanie propozycji drobnych, inkluzywnych zmian językowych do… obrzydliwych przestępstw seksualnych.
Więc dla odrobiny równowagi postanowiłom, że napiszę coś bardziej pozytywnego o osobatywach. Podzielę się moim ulubionym zwrotem:
osoba towarzysząca
Jest to określenie bardzo piękne z wielu powodów. Po pierwsze, choć osobatywy z natury są poprawne gramatycznie (w końcu to zwyczajne połączenie słowa „osoba” z przymiotnikiem albo imiesłowem), to jednak dla wielu brzmią one niepoprawnie – ponieważ nie tak wielu z nich używa się w codziennym życiu. „Osoba towarzysząca” natomiast jest bardzo jasnym i konkretnym przykładem tego, że… można. Jest przykładem osobatywu, który nikomu nie przeszkadza.
Po drugie, choć to raczej oczywiste zważywszy na naturę wszystkich osobatywów, „osoba towarzysząca” nie wskazuje na płeć. Może być kobietą, może być mężczyzną, może być żadną z powyższych. Ale w kontekście zaproszenia na wesele lub inną imprezę warto zauważyć, że włącza to też osoby w związkach jednopłciowych i queerowych. Taki zwrot w zaproszeniu nie zakłada że ktosio jest hetero, nie każe gejowi przyprowadzić dziewczyny.
Po trzecie, zwrot ten nie sugeruje w żaden sposób rodzaju relacji, jaka jest od osób zaproszonych oczekiwana. Może przyjść z tobą twój chłopak. Może twoje narzeczone. Może twoja żona. Możesz przyprowadzić koleżankę z pracy lub bliskiego przyjaciela. Nie ma parcia na bycie w związku, co jest zdecydowanie pozytywną rzeczą dla osób aromantycznych oraz singlów, singielek i singielczy.
Zaproszenie kogoś „wraz z osobą towarzyszącą” to chyba najbardziej queerowy i inkluzywny zwrot, jaki w normatywnej polszczyźnie od lat funkcjonuje i nikogo nie bulwersuje. Niech żyje „osoba towarzysząca”!