Eurowizja 2024 – komentarz w sprawie artykułu o queerowych osobach artystycznych

2024-03-28 | Kolektyw

Kolektyw Rada Języka Neutralnego od początku potępia izraelskie zbrodnie wojenne w Strefie Gazy. Przepraszamy za to, że zabrakło u nas większej ostrożności w pisaniu o Eurowizji. Nie zgadzamy się jednak z tym, że artykuł w ogóle nie powinien powstać.

Najpierw wyjaśnienie, dlaczego pierwotny artykuł ukazał się w takiej formie – wierzyłośmy, że to oczywiste, że skoro potępiamy ludobójstwo w Strefie Gazy i jest to widoczne pod wpisem blogowym, to nie musimy powtarzać tej informacji. Teraz wiemy, że był to błąd i za to przepraszamy. Nigdy dość przypominania o zbrodniarzach, zbrodniach i ich ofiarach. Za zwrócenie na to uwagi dziękujemy. Szczerze wierzyłośmy, że da się pisać o osobach niebinarnych oraz o muzyce po prostu. Nie było naszym celem zachęcanie nikogo do oglądania Eurowizji w tym (ani żadnym innym roku), a jedynie informacja o aspektach konkursu związanych z profilem strony. Żałujemy, że nie przemyślałośmy tej kwestii uważniej.

Jednocześnie jesteśmy zasmucone oskarżeniami o rzekomy syjonizm czy wspieranie ludobójstwa, co zdaniem niektórych osób komentujących miałoby wynikać z faktu opublikowania tego artykułu.

Prowadzimy portal o niebinarności i języku, i właśnie na tym chciałośmy się tutaj skupić: na szerzeniu queerowej radości z sukcesu utalentowanych osób niebinarnych, którym udało się zdobyć unikalną szansę na rozwój swojej kariery, wybicie się, oraz dotarcie do setek milionów osób, wśród których mogą nie tylko normalizować niebinarność, ale też dać osamotnionym osobom poszukującym swojej tożsamości i akceptacji w społeczeństwie sygnał, że nie są same i że też mogą osiągać sukcesy i realizować się będąc w pełni sobą. Eurowizja to jedna z największych scen muzycznych na świecie. Artyści często spędzają lata, próbując się na nią dostać – i uważamy, że warto jest mówić o queerach, którym się udało odnieść sukces w swoich krajach i zdobyć renomę często wystarczającą, by z imienia zostać na tak dużą scenę zaproszone.

Absolutnie zgadzamy się z tym, że Eurowizja powinna zdyskwalifikować Izrael, tak samo jak zdyskwalifikowała Rosję. Na gali powinno być miejsce dla głosów ukraińskich i palestyńskich.

Żałujemy, że na gali nie wystąpi Bashar Murad z Palestyny, który wziął udział w islandzkich preeliminacjach z utworem „Vestrið Villt / Wild West”, który cieszył się ogromnym poparciem publiki. W ścisłym finale pokonała go jednak Hera Björk ze „Scared of Heights”. Islandia zdecydowała, że preeliminacje będą oddzielone od samego wyniku Eurowizji, a więc gdyby wygrał Bashar Murad, mógłby zadecydować o tym, czy chce wziąć udział w konkursie.

Sądzimy, że mimo że Bashar Murad nie wygrał preeliminacji, jego start jest kwestią niezwykle interesującą. Wokalista poprzez swoją muzykę i sztukę wizualną stara się odkłamywać stereotypu związane z osobami z Palestyny. „Moim marzeniem jest użyć mojej muzyki, by uwolnić Palestynę”, wyznał. W 2019 roku protestował przeciwko Eurowizji w Tel Awiwie. Współpracował też z zespołem Hatari, który brał udział w tym finale i w czasie oczekiwania na wyniki pokazał szarfy w barwach narodowych Palestyny. Nagrali wspólnie utwór „Klefi / Samed”.

Bashar Murad jest gejem i działaczem społecznym sprzeciwiającym się queerfobii w Palestynie oraz we wszystkich krajach arabskich. W ramach protestu Bashar Murad wziął też udział w wydarzeniu GlobalVision 2019 transmitowanym w podobnym czasie do Eurowizji.

Zespół Hatari jako reprezentant Islandii w czasie Eurowizji w Tel Awiwie zajął 10. miejsce. To właśnie wysoka pozycja pozwoliła muzykom na zaprezentowanie barw Palestyny na wizji w momencie ogromnej oglądalności. Jak widać, palestyński aktywista bojkotujący konkurs nie uznał, by start w konkursie był powodem do bojkotowania zespołu, a teraz sam wystartował w preeliminacjach. Już samo to było z punktu widzenia Islandii politycznym gestem wsparcia, ponieważ Bashar Murad nie zna języka islandzkiego ani nie ma islandzkiego obywatelstwa.

Nie wiemy oczywiście, czy wokalista, gdyby wygrał preeliminacje, zdecydowałby się w starcie w konkursie. Podejrzewamy jednak, że jego przesłanie byłoby o wiele bardziej słyszalne, gdyby pojawił się na scenie (zwłaszcza gdyby wygrał), niż gdyby po prostu zrezygnował ze startu. Nieobecność Islandii osoby organizujące Eurowizję mogłyby zignorować. Obecności palestyńskiego działacza – nie.

Czy powinnośmy napisać o nim od razu? Być może część osób uzna, że tak. To jest ważna historia, ale uznałośmy, że będąc portalem o niebinarności, skupimy się na osobach niebinarnych. Tak, obecność aż czterech osób niebinarnych w konkursie Eurowizji jest istotną kwestią w sprawie reprezentacji. Nie do końca zgadzamy się z zarzutem, że jest to queerbaiting – nie było tu przecież odgórnej decyzji, wszystkie te osoby przeszły krajowe preeliminacje niezależnie od siebie. Co więcej, o wynikach w dużej mierze decydują smsy osób oglądających – queerbaiting to technika polegająca na zwiększeniu zysku z oglądalności poprzez wykorzystanie osób queerowych, a bez prawdziwej reprezentacji. To forma manipulacji publicznością, więc skąd zarzut o queerbaitingu w sytuacji, kiedy w Polsce (i w części krajów) to publika decyduje o zwycięstwie? Gdzie baiting, skoro to realne osoby stanowiące coraz większy procent wśród występujących?

W 2022 i 2023 roku oglądalność finału Eurowizji utrzymywała się na poziomie nieco ponad 160 milionów osób (do tego około 10 milionów odsłon na Youtubie) – to niezwykle niskie wyniki, na co wpłynął brak transmisji w Rosji. W Polsce Eurowizję ogląda średnio 3,5 miliona osób.

To jest konkretna platforma, która znacząco wpływa na popularność oraz rozwój kariery. Nie istnieje kraj bez żadnej formy queerfobii, dlatego bez względu na pochodzenie, queerowe osoby artystyczne mają trudniej. Czy powinno nas dziwić, że zależy im na szansie na pokazanie się, na wybiciu się i środkach finansowych, które będą gwarancją artystycznej niezależności? Jedna z opisanych przez nas osób w utworze prezentowanym na Eurowizji przepracowuje traumę doświadczonej przemocy.

Łatwo powiedzieć, że przemoc wobec jednej osoby to nic w porównaniu z ludobójstwem – tylko że te dwie rzeczy wcale nie leżą na jednej szali. Ani jedna osoba więcej z Palestyny nie przeżyłaby, gdyby osoby queerowe zbojkotowały Eurowizję. Ani jedna osoba więcej ze Strefy Gazy nie przestałaby cierpieć głodu, gdyby nie ukazał się nasz artykuł. I absolutnie nikomu w Palestynie nie pomógł hejt pod naszym adresem. Bo tak, oprócz słusznych i ważnych uwag pojawił się hejt i nie będziemy udawać, że jest on w porządku czy zasłużony.

Bojkot Eurowizji, który jest indywidualnym prawem każdej osoby, ma znaczenie czysto symboliczne. Czy naprawdę ktokolwiek wierzy, że Izrael zrezygnowałby z ludobójstwa, bo osoba reprezentująca ten kraj nie mogła zaśpiewać piosenki? Że da się w ten sposób zakończyć wojnę? Od 2022 roku Rosja jest wykluczona z Eurowizji, zwycięstwo odniósł wtedy ukraiński zespół Kalush Orchestra, a inwazja nadal trwa.

Powiedzmy sobie szczerze, że wojen nie kończy się bojkotem Eurowizji, a tym bardziej – komentarzami w sieci. Owszem, jest to sposób nagłaśniania sprawy, ale „nagłaśnianie” jest w kontekście osób, które od dawna sprzeciwiają się ludobójstwu, nie ma żadnego sensu. Takie komentarze to esencja virtue signalingu, poczucia się lepiej czymś kosztem, bez zrobienia czegoś, co naprawdę pomaga. Naprawdę wierzycie, że obrażanie nas w social mediach pomoże komukolwiek w Palestynie? By wygrać wojnę, potrzebne jest wojsko, nowoczesna broń, pieniądze i pomoc humanitarna na potężną skalę. A mimo że Ukraina ma zapewnione wszystkie te rzeczy i ogromne wsparcie na arenie międzynarodowej, to agresja Rosji wciąż trwa. Naprawdę, jak możecie twierdzić, że pisanie o Eurowizji zmienia cokolwiek w kontekście Strefy Gazy? To jest po prostu obraźliwe.

Widać to zresztą w przytaczanych w komentarzach materiałach. Były to wiadomości kierowane do osób twierdzących, że „Izrael się tylko broni” albo tych, które wyjeżdżają tam na wakacje, zostawiając pieniądze bezpośrednio w budżecie kraju będącego agresorem. Czyli do osób, które albo podważają ludobójstwo, albo je sponsorują. My nie robimy żadnej z tych rzeczy. Atakując i obrażając nas, strzelacie do wróbla z armaty, nie zmieniając zupełnie niczego poza własnym samopoczuciem. Tym bardziej nie pomagacie absolutnie nikomu (prócz swojego ego), twierdząc, że nie mamy prawa twierdzić, że potępiamy ludobójstwo w Strefie Gazy, ponieważ ukazał się u nas jeden artykuł u Eurowizji. Powtórzmy to: są osoby, które zakładają, że wsparcie mniejsze niż ich własne oznacza brak wsparcia. I są to osoby, które swoje opinie opublikowały, korzystając z social mediów, mimo że te tak fatalnie pozycjonują treści związane z Palestyną, że coraz więcej osób zamiast flagi Palestyny używa emoji arbuza. Innymi słowy: według własnej logiki przykładają ręce do czegoś krwawego, a więc nie mają prawa sprzeciwiać się ludobójstwu. Absurd? Oczywiście. Tak samo jak absurdem jest zarzucanie nam pochwały ludobójstwa, bo nie udajemy, że Eurowizja nie istnieje.

Absurdów było więcej, jak sugestia, że to my dajemy Eurowizji zasięgi. Tak, naszych 21,5 tysiąca odwiedzin polskiej wersji językowej strony miesięcznie to coś, o co zabija się Eurowizja, która dociera w samej Polsce do kilku milionów osób. Ale warto podkreślić, że im więcej komentarzy w social mediach, tym większe zasięgi. Każda osoba krytykująca nas przyczyniła się więc do większych zasięgów tekstu o Eurowizji, czyli… według tej logiki promowała ludobójstwo.

Czy powinno się nakłaniać Eurowizję do wykluczenia Izraela? Oczywiście! Ale… jak chcecie to zrobić, nie pisząc o Eurowizji? To znakomity sposób przekonania, że osoby domagające się bojkotu i tak nie są zainteresowane, a tak ogromne podmioty podejmują decyzje biznesowe. Po co przejmować się opinią kogoś, kto i tak nie zapewnia oglądalności? Każdy tekst o Eurowizji powinien zawierać informacje o Palestynie oraz o ludobójstwie w wykonaniu Izraela – i na tym polegał nasz błąd, że nie podkreśliłośmy tej kwestii, zakładając, że banner obecny pod wszystkimi naszymi tekstami jest wystarczający widoczny.

W części artykułów o Eurowizji pomijane jest nazwisko osoby z Izraela (my też nie zamierzamy go wymieniać). Ale przede wszystkim pisanie o osobach biorących udział w Eurowizji nie oznacza oglądania finału! Utwory dostępne są w sieci już teraz. Owszem, to nie będzie finałowe show, ale jest to dostęp do informacji o osobach artystycznych i muzyka potencjalnie interesująca.

Jesteśmy medium piszącym o niebinarności. Szeroka reprezentacja osób niebinarnych na scenie docierającej do ponad 160 milionów osób jest wydarzeniem, czy komuś się to podoba czy nie. Nawet jeśli ktosio uważa, że te osoby zasługują na bojkot konsumencki, ponieważ nie zrezygnowały z udziału w Eurowizji, to… wcześniej musi poznać dane tych osób, by wiedzieć, kogo bojkotować. W mediach, także społecznościowych, powinny odbywać się dyskusje i debaty. Rozumiemy no platform z f*szystami, ale z queerami, które mają węższą lub szerszą definicję bojkotu?

Inny zarzut jest taki że Eurowizji nie śmierdzą pieniądze splamione ludobójstwem. I owszem, Izrael płaci za udział w konkursie, co może sprawiać takie wrażenie, ale przeanalizujmy to dokładniej. Koszt organizacji Eurowizji to około 30 milionów euro. Około połowa tych środków pochodzi od nadawców publicznych krajów biorących w niej udział i ich wkład jest proporcjonalny do ilości osób, do jakiej dany nadawca dociera. Holandia zamieszkiwana przez 18 milionów osób płaci więcej niż Finlandia, w której mieszka zaledwie 6 milionów. Są też kraje tzw. Wielkiej Szóstki (Niemcy, Francja, Hiszpania, UK, Włochy oraz kraj-organizator), które płacą 10 razy więcej niż pozostałe i w zamian za to mają zagwarantowany udział w finale bez potrzeby walki o miejsce w nim. Kraje z Wielkiej Szóstki płacą około 1.000.000 euro za udział. Kraje, które tak jak Polska muszą wziąć udział w półfinale, płacą około 100.000 euro. Dodatkowe pieniądze pochodzą od sponsorów, w tym roku są to dwie firmy: EasyJet i MorrocanOil. Żadna z nich nie pochodzi z Izraela ani nie ma silnej prezencji w tym kraju. Nie robią tego, by przypodobać się Izraelowi, tylko reszcie Europy. Z tych szacunków wynika, że Izrael finansuje jakieś 0,003% imprezy!

Teza, że Izrael nie został wyrzucony z Eurowizji z powodu finansowego wkładu nie do przecenienia jest po prostu fałszywa. Izrael nie został wyrzucony, bo większość telewizji z Europejskiej Unii Nadawców podjęła taką decyzję. Sankcje nałożone na Rosję (wykluczenie) oraz Białoruś (trzyletni zakaz udziału za polityczną piosenkę, który wygasa w przyszłym roku) pojawiły się, ponieważ większość nadawców tego oczekiwała. Choć Izraelowi groziły podobne sankcje, zmieniał on piosenkę kilkakrotnie, aby była ona zgodna z zasadami konkursu, przez co nie udało się zebrać większości do wyrzucenia go ze stawki.

Przy okazji osoby bojkotujące powinny sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest celem bojkotu. Jeśli chodzi o gest symboliczny, jasne. Ale jeśli miałoby to wpływać na realne wydarzenia, warto byłoby się zastanowić, czy bojkot nie jest przeciwskuteczny. Póki co liczby pokazują, że tak właśnie jest. Eurowizja to konkurs popularności. Jedyny wskaźnik sukcesu to ilość oddanych głosów i ilość odsłon konkretnej piosenki od konkretnego artysty. Obecny bojkot, mimo że z dobrej motywacji, sprawia że poparcie na konkursie traci nie Izrael, a pozostałe artystki, artyszcza i artyści, którzy potrzebują go, by pokonać Izrael na muzycznej scenie. Skala bojkotu obecnie sprawia, że Izrael z pozycji średniaka w środku stawki rośnie do miana faworytu do wygranej konkursu - ponieważ osoby popierające ten kraj bojkotować Eurowizji nie zamierzają, a te, które głosowałyby inaczej… nie głosują wcale. Co więcej, rozgłos negatywny to też rozgłos. Obecnie piosenka Izraela jest drugą najpopularniejszą. I żeby nie było, nie piszemy o tym, by namawiać kogokolwiek do oglądania Eurowizji i głosowania, tylko by zwrócić uwagę na to, że sprzeciw wobec obecności Izraela w konkursie można wyrażać na różne sposoby.

Przez dekady społeczność LGBTQ+ walczyła, by zrobić z Eurowizji safe place dla społeczności i aby queery z całego naszego pięknego spektrum mogły realizować się na wielkiej scenie przed dziesiątkami milionów ludzi, którym nie przeszkadza queerowość. Niezależnie od gustów muzycznych ciężko odmówić, że dzięki ludziom jak Conchita czy Olie Alexander powoli pchamy ścianę i powiększamy ilość miejsca dla queeru w kulturze.

„Jebać pały znaczy, że nie zachowujemy się wobec siebie jak prokuratura”, pisała Clementine Morrigan w listopadzie 2020 w tekście wydanym po polsku przez kolektyw Syrena. Wszystkim osobom, które poczuły się oburzone tak bardzo, że postanowiły nas obrażać, wyzywać czy np. wrzucać nieopatrzone trigger warningami opisy przemocy, specjalnie dobrane tak, by kogoś zranić, polecamy lekturę oraz refleksję nad nią. (Content warnings: zin dotyczy traum, przemocy, wykorzystywania, uzależnień, samobójstw i innych bardzo intensywnych doświadczeń)

Żałujemy, że wrzuciłośmy publicznie tekst, zbyt wiele rzeczy uznając za domyślne i oczywiste. Przepraszamy za to. Nie przepraszamy i nie będziemy przepraszać za to, że jako medium o niebinarności piszemy o niebinarności. Nie pozwolimy wmówić sobie, że popieramy ludobójstwo, jesteśmy syjonistkami czy że zasługujemy na hejt. Wszystkim osobom, które uważają, że tak, życzymy większej refleksji nad własnymi wyborami konsumenckimi, ponieważ przypominamy, że nie ma etycznej konsumpcji w kapitalizmie i z pewnością dla Was też znalazłyby się podobnego kalibru zarzuty. Podobnego – czyli znikomego – ale przecież uważacie je za podstawę do ataku.

Z całą mocną potępiamy ludobójstwo w Strefie Gazy. Solidaryzujemy się z Palestyną również finansowo, tak jak wspierałośmy też naród ukraiński. Zdecydowałośmy się wpłacić 100 euro na rzecz Agencji Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (United Nations Relief and Works Agency for Palestine Refugees in the Near East, znanej też po prostu jako UNRWA). Robimy to dlatego, ponieważ właśnie tak wygląda realna pomoc.

Udostępnij: