Nasz radykalny projekt polityczny
2022-04-26 | @andrea
Mówiono o nas ostatnio w audycji Nagłe zastępstwo w TOK FM „Czy Jacek Dukaj wie, że jest praojcem polskich neutratywów?”, gdzie Jakub Janiszewski gościł Jacka Dukaja. Niestety audycja jest schowana pod paywallem, więc pozwolę tu sobie parę zawartych w niej wątków streścić i skomentować.
Choć Dukaj kojarzony jest raczej z prawą stroną, to jego wypowiedzi na temat języka zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Wiadomo, że nie we wszystkim do końca się zgadzamy, że można by się też przyczepić, jak to miejscami wybiórczo odbiera nasz przekaz (np. komentuje fragment naszego Manifestu, że przecież większość misgenderingu bierze się z niewiedzy, nie nienawiści – mimo że zaznaczamy w tym fragmencie, że mowa właśnie o celowym misgenderingu), ale ogólnie rzecz biorąc to całkiem baza.
Mówi na przykład o tym, jak język ewoluuje, jak kształtuje rzeczywistość, i jak naturalny i nieunikniony jest to proces. Opisuje płeć jako jeden z wielu arbitralnych atrybutów, które ludzkość może kształtować, zmieniać jak ubrania, porzucać, redefiniować. Tak jak zniknęły feudalne stany społeczne, a wraz z nimi pewna warstwa złożoności języka, tak nieuniknienie zniknie kiedyś kategoria płci i zgenderyzowanie języka. Dukaj malował też wizję świata, w którym AR-owe nakładki będą w stanie na żywo zmieniać naszą percepcję rzeczywistości i dopasowywać to, co słyszymy i widzimy, do naszych preferencji m.in. w kwestii używanych form językowych.
Co innego natomiast redaktor Janiszewski. Słychać, że całą audycję próbował oprzeć na antagonizmie wobec naszego projektu. No cóż, bywa. Nie każde musi nas lubić 🤷 Warto chyba jednak, żebyśmy na parę kwestii krótko odpowiedziały.
Trochę siara, że skoro robi program na ten temat, nie potrafi poprawnie stworzyć dukaizmów (mówił np. „eksperymentowałbum” zamiast „eksperymentowałubym”), albo że spytał Dukaja, czy można nazywać jego formy „rodzajem postpłciowym” (ta nazwa jest autorstwa Dukaja, nie naszym wymysłem), albo że wszystkie cytaty z „Perfekcyjnej Niedoskonałości”, które przytoczył podczas audycji, pochodziły z naszego Korpusu, zdradzając, że raczej nie zajrzał do oryginału. Ale skupmy się jednak na poważniejszych kwestiach.
Poniższy fragment z naszej strony:
Dlaczego należy je respektować? Bo zwracanie się do kogoś tak, jak sobie życzy, jest podstawą relacji społecznych. Nie powiesz do Ani „Franku”, nie powiesz „na ty” do osoby, z którą jesteś „na pan”, itp. A są osoby, które nie chcą, by im mówić „on” ani „ona”. Czy to uszanujesz, świadczy wyłącznie o Tobie.
krytykuje następująco:
Gdyby się tak głębiej zastanowić, to zwracanie się do kogoś tak, jak sobie życzy, traktowane jako podstawa relacji społecznych to tylko pół prawdy. Owszem, mogę zdecydować, że przechodzę z kimś „na ty”, ale też tylko do pewnego stopnia. Czasem okoliczności takie przejście wymuszają i nie mam nic do powiedzenia. W redakcji, w której pracuję, nikt nigdy do nikogo nie zwracał się per „pan” lub „pani”, każda nowa osoba, niezależnie od tego ile ma lat i jak bardzo czuje się osobna, dojrzalsza czy po prostu obca, zostaje od razu oswojona i zrównana z innymi i to nie jest tak naprawdę jej decyzja. We wszystkich szkołach, w których miałem okazję się uczyć lub uczyć zwracano się do wykładowców na „pan” lub „pani” wcale nie dlatego, że tak sobie życzyli – po prostu skracanie dystansu byłoby postrzegane jako złamanie reguł. Owszem, ponoć istnieją licea, gdzie ten zwyczaj jest ostentacyjnie łamany, ale to wyjątki od zasady. O ambasadorach mówi się per „jego ekscelencja” nie dlatego że tak chcą, tak chce protokół dyplomatyczny.
Wspomina też o osobach używających pseudonimów albo zmieniających imię czy nazwisko – podkreślając, że nie jest to norma, tylko wyjątek.
No cóż… Brawo! Odkryłeś, że język oraz relacje społeczne są skomplikowane. Że czasem o sposobie komunikacji między dwiema osobami decydują wyłącznie te osoby, ale czasem wisi nad nimi jeszcze jakiś protokół dyplomatyczny, regulamin szkoły czy oczekiwania szefa. Ale czy to znaczy, że nawet jak nie wisi, to i tak mamy się ograniczać w naszej ekspresji?
Tak, jeśli wypełniam formularz urzędowy czy kupuję bilet lotniczy, to wpisuję w nim imię i nazwisko z dowodu, bo inaczej nie załatwię sprawy. Ale w zdecydowanej większości moich codziennych interakcji ze światem bez problemu używam moich prawdziwych danych i neutralnych zaimków. Skoro tak bardzo jest dla ciebie ważne, co jest normą, a co wyjątkiem, to wiedz, że dla mnie (jak i dla wielu innych osób niebinarnych) normą jest właśnie bycie sobą oraz otoczenie, które to respektuje, a załatwianie formalności czy użeranie się z transfobisiami jest na szczęście wyjątkiem.
Zresztą, ja to na co dzień zdecydowanie częściej niż polszczyzny używam języka angielskiego. Zastanawianie się, czy do kogoś zwrócić się „ty” czy „pani” nie zaprząta mi zbytnio głowy – każde jest po prostu “you”. Wystarczy zmienić język, by dostrzec, że niemal wszystkie te reguły, o których wspomina Jakub Janiszewski, są zwyczajnie wymyślone przez społeczeństwo. Da się skutecznie porozumiewać bez potrzeby rozgraniczania form grzecznościowych, żadne gromy z nieba za to nie spadają.
Co właściwie redaktor chce tym wszystkim przekazać? Takie zwykłe konserwatywne upieranie się, że rzeczy muszą pozostać takie, jakie są, ponieważ… obecnie takie są? Że powodem, byśmy trzymały się normy jest… istnienie normy? Że skoro istnieją sytuacje, gdzie niestety nie możesz wybrać, jak się inni do ciebie zwracają, to najlepiej to porzuć wszelkie nadzieje, że w jakiejkolwiek sytuacji będziesz mogłx wybrać?
Podobnie z postulatem odpłciowienia języka. Płeć nie jest fikcją, nie jest rzeczą umowną, możemy ją na nowo interpretować, możemy próbować się z niej wyplątać, możemy ją negować, ale nie zdołamy jej usunąć, to jedna z najbardziej pierwotnych i podstawowych różnic międzyludzkich. Radykalne wersje konstruktywizmu społecznego zakładające, że płeć nie istnieje, nikogo od płciowych dylematów i uwikłań nie uratują.
W naszym Słowniku terminologii queerowej opisujemy dziesiątki etykietek, którymi osoby queerowe opisują swoją płeć. Widać jak na dłoni, że wcale nie twierdzimy, jakoby płeć nie istniała. Po prostu postrzegamy ją jako zagadnienie zdecydowanie szersze niż tylko same genitalia czy hormony. Kiedyś europejskim arystokratycznym wzorcem męskości były buty na obcasach i przypudrowane twarze, dziś jest wręcz przeciwnie – to są właśnie te „rzeczy umowne” dotyczące płci. Możemy się spierać, jak bardzo biologiczne aspekty płciowości powinny determinować role społeczno-kulturowe i wzorce zachowań, ale jak najbardziej zgadzamy się, że płeć istnieje. Także gratulujemy pobicia tego chochoła 😉
Nie rozumiemy, w jaki sposób istnienie płci miałoby logicznie pociągać za sobą konieczność odzwierciedlenia jej w każdym aspekcie języka. Istnieje cała mnogość języków, w których płeć gra bardzo ograniczoną rolę. Chociażby ten wspomniany wcześniej angielski: choć oczywiście nie jest do końca neutralny płciowo, to przynajmniej jego gramatyka nie zmusza do wyboru, czy jesteś głodny czy głodna, czy zrobiłaś kanapkę czy zrobiłeś, czy jesteś lekarzem czy lekarką. I ma się bez tego świetnie. Można posługiwać się językiem, który nie jest aż tak upłciowiony, bez negowania istnienia płci.
Żebyśmy my chociaż postulowały usunięcie płci z języka! Skądże! Najbliższe, co można by tak znadinterpretować, to zachęcanie do używania języka neutralnego płciowo. Przykładowo: jeśli jesteś mężczyzną (lub używasz form męskich) i zapomniałeś hasła, to nikto nie broni ci powiedzieć „zapomniałem hasła”; ale jeśli tworzysz stronę internetową, na której ma się znaleźć przycisk resetowania hasła, to proponujemy nie zakładać, że każda osoba ją odwiedzająca będzie mężczyzną i będzie się czuć dobrze klikając przycisk „zapomniałem hasła” – można zamiast tego nazwać go „reset hasła” czy „przypomnij hasło”. To nic strasznego ani skomplikowanego!
Zgadzamy się z redaktorem Janiszewskim że płeć istnieje. I właśnie dlatego postulujemy, żeby ją szanować. Ale nie tylko płeć osób cispłciowych. Nie tylko płeć mężczyzn. Kobieta, która otrzyma zbiorowego maila z dziekanatu zaczynającego się od „drodzy studenci”, nie została uszanowana. Nie jest przecież studentem, a studentką. Wystarczyło napisać „drogie osoby studiujące” albo zwyczajnie „dzień dobry”.
W obliczu niezrozumienia różnicy między językiem inkluzywnym a próbą wyrugowania płci z języka najzupełniej nie dziwi nas kolejny zarzut redaktora: że gdzieś ktosio z kolektywu zachęca do używania feminatywów, a jednocześnie przekonuje, że płeć nie powinna mieć większego znaczenia w języku.
Ano taki mamy język. W polszczyźnie płeć pojawia się na każdym kroku, nawet jeśli nie ma ku temu najmniejszej potrzeby. Możemy sobie życzeniowo mówić, że fajnie by było, gdyby język był mniej zgenderyzowany, ale i tak ostatecznie musimy się zdecydować, czy określić się jako „autor”, „autorka” czy „autorze” posta. Nienacechowane płciowo wyrażenie „osoba autorska” pomaga – ale tylko do czasu, gdy trzeba użyć wobec siebie czasownika w rodzaju przeszłym czy przymiotnika.
Istnieje coś takiego jak męska dominacja językowa. Przejawia się ona na przykład tym, że wobec kobiet wykonujących dany zawód używa się określeń męskich i uważa się jednoznacznie męskie rzeczowniki za „neutralne” czy „inkluzywne”. Nikogo nie dziwi zwrot „pani poseł”, ale już nazwanie kogoś „panem posłanką” wywołałoby burzę. Męskość jest zawsze w centrum, męskość nikogo nie dziwi. Kobiecość (a co dopiero nienormatywność płciowa) jest traktowana jako odstępstwo od normy, jako coś niewartego nazwania słowami.
Dlatego właśnie zachęcamy kobiety, by opisywały się z użyciem feminatywów zamiast językowego poddawania się patriarchatowi. Co nijak nie kłóci się z tym, że chciałobyśmy, by polska gramatyka była mniej zafiksowana na punkcie płci.
Równocześnie jednak fascynuje mnie ta strona i ta inicjatywa. Jej radykalizm ma w sobie coś uwodzicielskiego, nawet jeśli prześlepia całą mnogość kontrargumentów.
Ach tak, nasz „radykalizm”. Gdzieś dalej nazywa nas jeszcze „projektem politycznym”.
Jesteśmy grupą osób, która… zbiera na swojej stronie materiały na dany temat. Która w sposób pokojowy próbuje promować swoje idee i przekonywać do szacunku wobec osób queerowych. Grupą, która długo zastanawiała się, czy i jak napisać swój Manifest, byśmy nie zabrzmiały zbyt preskryptywistycznie.
Każda inicjatywa próbująca wpływać na organizację życia społecznego jest z natury polityczna. Być polityczną to nic złego. Niestety to słowo jest obecnie często mylone ze znaczeniem właściwym słowu „partyjny”. Konotacje słowa „radykalizm” bliższe są terroryzmowi i przemocy niż pokojowemu domaganiu się szacunku wobec swojej tożsamości.
Ale z jakiegoś powodu redaktor Janiszewski zdecydował się właśnie takie słownictwo stosować do opisywania naszej działalności. Zamiast nas poznawać czy prowadzić dyskurs, zdecydował się nas antagonizować. No cóż…
Na zakończenie przytoczę może dla kontrastu fragment wywiadu, w którym redaktor Janiszewski wypowiada się o nas przychylniej 😉
Janiszewski: Te kręgi, które dzisiaj mówią właśnie o używaniu języka neutralnego, propagują język neutralny, właściwie nie tyle chcą narzucać, co raczej mówią, że to jest wyraz wsparcia dla osób, które się nie mieszczą w tym binarnym paradygmacie, że to jest właściwie taka przestrzeń wolności, więc mnie ciekawi, (…) jak pan postrzega takiego rodzaju ruch. Jak się spojrzy na coś, co można znaleźć na stronie zaimki.pl, to jest bardzo ciekawa strona, która próbuje wprowadzać pewną taksonomię takich form neutralnych, gdzie właśnie dukaizmy są jedną ze ścieżek, to oni mówią o tym, że nie tyle chcą narzucać, co właśnie nawołują do pewnej refleksji, pewnej otwartości względem stosowania takich form.
Dukaj: Z tego typu postawą to ja bym się zgodził, bo to jest jakby zgodne z tym, co mówiłem o takiej konkurencyjno-darwinistycznej formie ewolucji języka, czyli im więcej będziesz miał wprowadzonych wariantów, które konkurują ze sobą na żywo, i ty słyszysz, ktoś tak mówi, ktoś mówi inaczej, (…) one wchodzą ze sobą w interakcje i są naturalnie wypłukiwane te, które nie pełnią dobrze funkcji, które są im przeznaczone, a te które uważane są za natualne, pasujące, gładko leżą na języku, mówiąc metaforycznie, one zwyciężają.