Zaimkowa równia pochyła
2023-12-13 | @andrea
Wydawało mi się, że mimo językowego skomplikowania polszczyzny nasze postulaty są względnie proste i że udaje nam się je w czytelny sposób przekazać. Okazuje się jednak, że nie wszyscy dają radę zrozumieć nasze propozycje na tyle, by oszczędzić sobie wygłaszania publicznej tyrady opartej o żenujący błąd logiczny 😅
Dotarł do mnie bowiem screenshot z FB, w którym autor komentarza apeluje, by do kwestii równościowych podchodzić „bez przesadyzmu”: bo jeśli rozpowszechnią się feminatywy, to nieuchronnym krokiem będzie również akceptacja neutratywów, a potem… rozbudowanie systemu końcówek i zaimków, by opisywały również orientację seksualną, model związku, religię, preferencje polityczne, wiek czy stan majątkowy 🤦
Otóż, drogi autorze, żyjemy w językowej rzeczywistości, która wymusza na nas podawanie płci w wielu przypadkach, gdzie jest to informacja zupełnie zbędna. To nie jest nasz postulat, to nie jest coś, co my wprowadziłośmy, to po prostu fakt o języku polskim. W normatywnej polszczyźnie musisz wybrać, czy jesteś „głodny” czy „głodna”, czy może wolisz kombinować z przeformułowywaniem co drugiego zdania, by jako tako tego wyboru uniknąć (tu np. „chce mi się jeść”). Musisz wybrać, czy „poszedłeś” czy „poszłaś” do sklepu, czy zwrócić się do obcej osoby „proszę pani” czy „proszę pana”.
Gdyby bez innowacji językowych dało się po polsku mówić zupełnie bez wskazywania na płeć, chętnie bym to robiło. Istnieje wiele języków, które świetnie sobie radzą bez wrzucania płci w morfemy. Gdy mówię po angielsku, wcale nie myślę sobie po cichutku „ech, gdyby tylko się dało zaznaczyć w tym zdaniu, że jestem niebinarne!”, „och, dlaczego angielskie zaimki są upłciowione tylko w trzeciej osobie?!”.
Żyjemy w rzeczywistości, w której nie każdą osobę da się wrzucić w jedną z raptem dwóch kategorii. Żyjemy też w rzeczywistości, w której nasz język wymaga zaznaczania tej kategorii, ale w powszechnym użyciu oferuje raptem dwie opcje (a jedną z nich wręcz traktuje jako domyślną). Problem jest oczywisty: dostępne nam narzędzie komunikacji nie przystaje do realnego świata i nie jest w stanie dobrze go opisać. Nasze postulaty wprost odpowiadają na te bolączki: rozszerzmy system językowy tak, by każda osoba (nie tylko kobiety i mężczyźni) mogła się w pełni w nim wyrazić, oraz skończmy z męską dominacją językową, aby nasz język wreszcie włączał wszystkich.
O ile zgodzę się, że kwestie feminatywów i neutratywów są ze sobą ściśle związane (w obu chodzi przecież o lepszą reprezentację językową osób o innej płci niż męska), to dodawanie do systemu językowego morfemów determinujących takie rzeczy jak orientacja czy religia byłoby zupełnym absurdem. Normatywna polszczyzna nie wymaga podawania takich informacji w podobny sposób, w jaki wymaga podawania płci. Nikomu ten stan rzeczy nie przeszkadza, nikto nie postuluje, by jakkolwiek go zmieniać.
Że też ludziom nie wstyd wciąż używać argumentu z równi pochyłej i bicia chochoła. Nie postulujemy żadnej z rzeczy, o którą tak się boisz jako następnych kroków po normalizacji neutratywów. Te rzeczy nie wynikają nijak z poprzednich. Nie istnieją problemy, które by rozwiązało stworzenie osobnych zaimków dla biednych i bogatych 🤦
Jeśli twoim kontrargumentem wobec postulatów drugiej strony jest zmyślanie nieistniejących postulatów i bezpodstawnych ciągów logicznych, to potrzebujesz lepszych kontrargumentów 😉