Po rozmowach z ministrą Kotulą: Homokomando szkodzi pracom nad ustawą, żeby zyskać kliki

2024-06-18 | @Tess

Główną część grafiki stanowi zdjęcie przedstawiające spotkanie Ministry ds. Równości Katarzyny Kotuli z queerowymi organizacjami, które odbyło się w marcu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jeden z rogów zdjęcia jest symbolicznie przedarty; w miejscu, gdzie powinien znajdować się brakujący kawałek zdjęcia widać post Homokomando zaczynający się słowami: „Wychodzimy z rozmów z rządem o związkach partnerskich”.

Trwają konsultacje Ministry ds. równości Katarzyny Kotuli ze stroną społeczną czyli organizacjami LGBTQ+ w sprawie ustawy o związkach partnerskich. Ostatnie spotkanie odbyło się 17 czerwca, a jednym z jego efektów jest post opublikowany przez Homokomando. Wpis ten jest paskudną manipulacją.

Tytuł wpisu to: „WYCHODZIMY Z ROZMÓW Z RZĄDEM O ZWIĄZKACH PARTNERSKICH”, a na grafice towarzyszy mu napis: „TO DONALD TUSK BLOKUJE ZWIĄZKI PARTNERSKIE”. Efekt jest jasny: osoby, które zobaczą ten wpis, pomyślą, że to informacja pochodząca od ministry Kotuli. Linus Lewandowski dostanie cytowania w mediach i będzie mógł nieco ogrzać się w światełku reflektorów. To nie pierwsza taka sytuacja – pisałom już o podobnej po pierwszych konsultacjach. Pozwolę sobie na autocytat:

(…) wspomnę jeszcze o czymś, co uderzyło mnie z zupełnie innej strony. W pewnym momencie Linus Lewandowski reprezentujący Homokomando wyskoczył na środek sali z flagą »Śluby, nie związki« i zaczął wymieniać postulaty znacznie wykraczające tematyką poza spotkanie. To był moment, gdy spotkanie już musiało zostać przedłużone i wciąż dobra połowa sali nie miała możliwości wypowiedzieć się na temat ustawy. Rozumiem takie wystąpienie w sytuacji exposé kogoś o poglądach konserwatywnych, by dotrzeć do wszystkich osób śledzących transmisję, ale w momencie, kiedy znajdujemy się w gronie, w którym równość małżeńską popierają chyba nawet winogrona w sałatce owocowej, a kamer brak, odbieram to jako brak szacunku dla czasu pozostałych osób aktywistycznych. Trudno pozbyć się wrażenia, że Linus zrobił to po to, żeby móc pochwalić się zdjęciami w social mediach (skoro miał transparent przy sobie, trudno mówić o spontaniczności), a te mógł bez problemu zrobić po zakończeniu części oficjalnej. Poruszanie tematyki równości małżeńskiej (wraz z pełnymi prawami do adopcji) w przestrzeni publicznej jest niezwykle ważne, ale post Homokomando nie byłby mniej edukacyjny, gdyby zdjęcie ilustracyjne zostało wykonane po tym, jak wszystkie osoby zajmą głos. Tym bardziej, że było widać, że niemal wszystkie obecne na sali osoby aktywistyczne naprawdę starały się unikać dygresji i wypowiadać się w sposób maksymalnie precyzyjny. Skoro domagamy się godności i szacunku (słusznie!), to szanujmy siebie nawzajem.

Podejrzewam, że ta sytuacja była analogiczna – jeszcze przed spotkaniem z nami media poinformowały, że ministra Kotula spotka się z Kosiniakiem-Kamyszem w czwartek. Linus poczekał do informacji, że spotkanie będzie w czwartek… po czym zgłosił oburzenie, że to zbyt wolno i demonstracyjnie opuścił spotkanie. O tym, że ustawa nie została złożona, też wiedział wcześniej – więc nie może udawać zaskoczenia. Przyszedł na spotkanie po to, żeby zrobić screena na dowód, że w nim uczestniczył, a potem wyszedł. Ponownie jego działalność nakierowana była na zdobycie materiałów do autopromocji w social mediach, ponownie zrobił to kosztem czasu innych osób aktywistycznych, które musiały wysłuchać czegoś kompletnie nie na temat – tym razem o tym, jak on osobiście rozmawiał z Donaldem Tuskiem. Co to ma do treści ustawy? Dlaczego merytoryczna dyskusja musiała zaczekać, ponieważ jedna osoba postanowiła robić show? Jak można tak skrajnie nie szanować własnego środowiska?

Relacja wrzucona na profil Homokomando. Przedstawia zdjęcie Ministry ds. Równości Katarzyny Kotuli będące zrzutem ekranu ze spotkania z organizacjami queerowymi online, dwukrotnie powtórzony napis „Wychodzimy z rozmów z rządem o związkach partnerskich”, hasło „To Donald Tusk blokuje związki partnerskie” oraz zrzut ekranu z Wykazu prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów pokazujący, że nie znaleziono w nim ustawy o związkach partnerskich.

Żeby było śmieszniej, w poście opublikowanym na stronie Homokomando, Linus nie wspomniał, że… zadeklarował, że do rozmów wróci, kiedy już będzie złożona ustawa. Innymi słowy: niech inni harują i poświęcają czas, ja teraz pozbieram kliki na oburzeniu, a potem wrócę na gotowe, żeby jednak pławić się w glorii osoby pracującej przy ustawie.

„Nie będziemy dłużej brać udziału w tej grze. Nie będziemy udawać, że coś się dzieje. NIC SIĘ NIE DZIEJE”, pisze dalej Homokomando. Gdyby Linus uważniej słuchał, wiedziałby, że jak najbardziej dzieje się sporo. Społeczność została zbriefowana na temat tego, jak wyglądają prace nad pisaniem ustawy i jakie są jej obecne założenia. Wszystkie obecne osoby mogły zgłaszać feedback do tych informacji, a na nasze pytania pojawiły się odpowiedzi. Czy prace postępują wolno? Owszem. Czy mogłyby być szybsze? Część z nich na pewno. Ale twierdzenie, że nic się nie dzieje, to kłamstwo, a zdjęcie Katarzyny Kotuli z podpisem: „TO DONALD TUSK BLOKUJE ZWIĄZKI PARTNERSKIE” – paskudna manipulacja.

Trudno mi wyobrazić sobie inny cel wykonania takiej grafiki niż sugerowanie, że Katarzyna Kotula obraża premiera w obecności organizacji LGBTQ+ i wynosi z gabinetu poufne informacje. Nie zamierzam w żaden sposób bronić Donalda Tuska, ponieważ zdanie o nim mam wyrobione od dawna i jest to zdanie fatalne – o ironio, byłom w nim konsekwentne w momencie, kiedy Linus dawał platformę osobom z PO i upierał się, że na tym zyskamy, a Donalda Tuska idealizował, bo przecież ten osobiście obiecał mu, że ustawa będzie. Być może Linus przeżywa obecnie publicznie rozczarowanie idolem, być może wierzy, że zmobilizuje go w ten sposób do działania – nie mam pojęcia. Wiem tylko, że gdy powtarzałom, że osoby queerowe nie powinny dawać platformy tym politykom i polityczkom, którzy do tej pory nic dla nas nie zrobili, Linus upierał się, że nie mam racji.

Dziś żyjemy w rzeczywistości, w której ponownie mamy w Polsce prawicowy rząd, w którym znalazło się na przystawkę kilka osób z Nowej Lewicy. Nie czarujmy się, te osoby mają znaczenie marginalne, a PO, PSL i PL2050 z łatwością zastąpią poparcie lewicowe poparciem Konfederacji i zachowają większość. Kto na tym straci? My wszyscy, w tym osoby queerowe.

Czy Donald Tusk ponosi odpowiedzialność polityczną za brak ustawy? Oczywiście! Jest premierem, ma większość, związki partnerskie obiecywał, próbując ugrać jak najwięcej na queerowych głosach. Warto o tym mówić, warto o tym przypominać, ale ponownie Linus Lewandowski ważną treść pomieszał ze szkodliwą działalnością. Rozważania o politycznej odpowiedzialności Tuska nie miały nic wspólnego z rozmową, która się odbyła, choć ilustracja wpisu sugeruje inaczej.

Katarzyna Kotula aż do teraz była ministrą bez teki – nie ma swojego ministerstwa, a na utworzenie Departamentu ds. Równego Traktowania czekała do czerwca. Mimo to doprowadziła do pierwszych spotkań z queerową społecznością w gmachu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz pozostała z nami w kontakcie. Pierwszy raz w historii prowadzimy rozmowy na poziomie rządowym, a te rozmowy przynoszą rezultaty – widać je było w przedstawianych postępach prac.

Lewica w Sejmie jest absurdalnie słaba. To oczywiście wina partii – one powinny zabiegać o głosy – ale też wina osób o równościowych poglądach, które wolały zaufać miłej prawicy. Prawicowy rząd nie da nam równości małżeńskiej, a lewicowa część nie ma siły nacisku. Żyjący z drugą żoną rozwodnik Kosiniak-Kamysz opowiada o tym, że możliwość przysposobienia dziecka osoby partnerskiej jest sprzeczny z jego wartościami (choć życie w grzechu najwyraźniej jego wrażliwemu sumieniu nie przeszkadza), Katarzyna Kotula walczy o to, by ustawa o związkach partnerskich pozostała projektem rządowym i realnie weszła w życie, a Linus Lewandowski postanawia skłócić ministrę z premierem przez clickbaitowe publikacje.

Czym to może zaowocować, poza uwaleniem projektu? Jak Kotula ma spokojnie negocjować z Tuskiem i Kosiniakiem-Kamyszem, kiedy queerowa organizacja te negocjacje podkopuje? Kto najbardziej ucierpi, jeśli ustawa nie powstanie albo wyląduje w zamrażarce?

Nasza społeczność. Tęczowe rodziny, które boją się o dobrostan swoich dzieci.

Trudno uznać mi publikację Homokomanda za cokolwiek innego niż świadome sabotowanie negocjacji, a co za tym idzie – sabotowanie naszej wspólnej walki.

Anna Tess Gołębiowska (ono/jego)

Udostępnij: